Zapraszam na nowe opowiadanie. Nie sugerujcie się szablonem. Wszystko zmieni się totalnie. Dużo zmieszań i sekretów.
Miłość i przyjaźń oraz tajemnice i złe wspomnienia.
Zapraszam...
poniedziałek, 26 września 2016
środa, 21 stycznia 2015
People Help The People
Hej :)
Co prawda nie wpadłam tu z nowym rozdziałem, ale... mam inną niespodziankę.
Wideo z moim coverem piosenki Birdy "People help the people". To tak z wariacji. Ciekawe czy wam się spodoba :)
Nie będę udawała, ale gdyby się podobało to możecie dać tam łapkę w górę :*
Co prawda nie wpadłam tu z nowym rozdziałem, ale... mam inną niespodziankę.
Wideo z moim coverem piosenki Birdy "People help the people". To tak z wariacji. Ciekawe czy wam się spodoba :)
Nie będę udawała, ale gdyby się podobało to możecie dać tam łapkę w górę :*
poniedziałek, 12 stycznia 2015
Rozdział 5.
Jeszcze nigdy nie dłużyły mi się tak lekcje i nigdy nie czułam się tak zakłopotana czując na sobie wzrok chłopaka. Co on myślał, że nie zauważę. Grubo się mylił.
Kiedy zadzwonił dzwonek wrzuciłam wszystko jak popadnie do torebki i niemal pędem wybiegłam z sali. Nawet nie patrzyłam na nikogo i nawet nie poczekałam na przyjaciółkę, co się potem na mnie odbiło, bo zrobiła mi małą awanturkę, ale nie było tak źle.
Kiedyś zmajstrowałam coś gorszego to zrobiła mi hałas na pół mojej dzielnicy. Potem było mi wstyd wychodzic z domu, ale lepiej już nie wracac do tego.
Podeszłam do niebieskiej szafki i schowałam niepotrzebne książki. Nagle zza pleców usłyszałam ochrypnięty, ale jakże męski głos.
-Zapomniałaś czegoś-przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się na pięcie.
Ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka o pięknych czekoladowych oczach i jakże nieskazitelnej karnacji.
-Co?-zapytałam nie wiedząc w ogóle o co mu chodzi.
-To-odpowiedział krótko i zaczął wymachiwac mi przed oczami ołówkiem.
-A tak. Dzięki-powiedziałam starając się brzmiec obojętnie. Włożyłam ołówek do piórnika i zamknęłam go. Mimo wszystko chłopak nadal stał przede mną, ale nie długo, bo podeszła do nas "śliczna" laseczka. Czujecie ten sarkazm tak?
-O Zejni szukałam się. Chodźmy na stołówkę. Ją ci nie będę przedstawiała, bo nie warto-machnęła na mnie ręką ciągnąc chłopaka za rękę.
Halo. Ja tu jestem. Mogła byś ukrywac tą niechęc. Nie powiem, bo zrobiło mi się przykro, ale już nie tak jak na początku, kiedy zaczęłam naukę w tej szkole. Byłam o wiele słaba i czasami w takich sytuacjach po prostu płakała.
-A tak w ogóle świetny wybór ołówka. Idealny do szkicowania-usłyszałam słowa chłopaka, który się uśmiechnał i puścił mi oczko, a potem odszedł z tapeciarą.
Dziewczyna obraża mnie w mojej obecności, a on potrafi powiedzieć tylko o zasranym ołówku. Naprawdę niezły z niego chłopak, po prostu szukać takiego ze świecą.
Patrzyłam jak dwie postacie oddalają się ode mnie podążając w stronę stołówki.
-Mam nadzieję, że zadławisz się jedzeniem-powiedziałam pod nosem i wypuściłam powietrze z ust. Ostatnio stałam się zbyt nerwowa i zbyt senna. Ciekawe dlaczego.
-Kto ma udławić się jedzeniem?-usłyszałam głos przyjaciółki.
-Domyśl się-odpowiedziałam
-Megan. Przestań się nią przejmować. Ona nigdy się nie zmieni. Chodź coś zjeść.
-Straciłam apetyt. Idź sama. Muszę wyjść i ochłonąć.
-Pójdę z tobą.
-Chcę pobyć troszkę sama. Przepraszam. A w ogóle nie możesz chodzić głodna głodomorze-zaśmiałam się. -Zobaczymy się później-dodałam. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i rozeszłyśmy się. Udałam się na ganek szkoły i usiadłam na jednej z ławek. Było pusto, więc czułam się swobodnie. Nikt się na mnie nie gapił, nie rozpraszał mnie i nie przeszkadzał mi. Mogłam przemyśleć kilka spraw. Pierwszą ze spraw była Nadia.
Coraz trudniej jest mi z nią przebywać wiedząc, że już za kilka tygodni wyjeżdża stąd i nie wraca. Będzie mi jej cholernie brakowało. Jestem z nią strasznie zżyta, a jeśli przez te ostatnie tygodnie będziemy spędzać ze sobą więcej czasu moja tęsknota będzie silniejsza. Tyle się znamy. Jest moją jedyną przyjaciółką. Nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez niej. Wiem, że ona stara się być twarda, ale od środka ją to rujnuje.
-Czemu siedzisz tu tak sama?-usłyszałam nagle za sobą.
-Bo lubię-odpowiedziałam cały czas spoglądając w ziemię.
- A jak ktoś się porwie i zgwałci?
-Nie muszę się raczej o to bać-powiedziałam.
Kto by mnie chciał. Chyba jedynie zoombie.
-Dlaczego tak mówisz?-ponownie usłyszałam pytanie, a potem ujrzałam kątem oka, że osoba siada obok mnie na ławce.
-Dlaczego zadajesz tyle pytań?
-Bo chcę się dowiedzieć czegoś o tobie.
-Niepotrzebnie. Muszę iść-powiedziałam i jak najszybciej opuściłam szkolną ławkę wchodząc z powrotem do szkoły i udając się na kolejną lekcję. Cały dzień chodziłam przybita. I nie chodziło tu o sytuacje z ołówkiem, tylko przyjaciółkę. Uświadomiłam sobie, że do jej wyjazdu został tydzień.
-Nadia mam propozycję. Może wpadniesz do mnie na noc. Obejrzymy jakiś dobry film, zjemy popcorn, upieczemy coś-powiedziałam.
-Chcesz mnie zabić?
-Yy...nie-nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Upieczemy? Kobieto ostatnio zapalił ci się piekarnik.
-Aaaa.o to chodzi. Wtedy był popsuty. No dobra więc zjemy popcorn, kanapki. Co tam chcesz. Nie daj się prosić.
-Wiesz, że zawsze się zgodzę-uśmiechnięta Nadia wyściskała mnie.
-Nie przy ludziach-odepchnęłam ją w żartach o zaśmiałyśmy się.
-Złamałaś mi serce-powiedziała udając oburzenie i rozpacz.
Jedno jest pewne. Była by świetną aktorką.
-Do zobaczenia później-rozstałyśmy się po środku drogi każda idąc w swoją stronę.
-Idziesz w moją stronę-usłyszałam ten sam męski głos co w kawiarni.
-Nie. w przeciwną-odpowiedziałam, jednak przecież nie miałam bladego pojęcia, gdzie ten chłopak idzie.
-W moją. Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteśmy sąsiadami, więc będziemy widywać się częściej.
-A kto powiedział, że ja chcę się z tobą widywać?-zapytałam.
-Nikt. Ja to wiem-posłał mi jeden z tych swoich cudownych uśmiechów,a potem jak gdyby nigdy nic pocałował mnie w policzek i przeszedł przez ulicę wchodząc do domu na przeciwko mojego.
-To są jakieś jaja? On moim sąsiadem?
Weszłam do domu i zaczęłam sprzątać. Nie chciałam, żeby Nadia widziała taki bałagan.
Kiedy skończyłam właśnie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pobiegłam otworzyć je w pośpiechu.
-O hej Nadia. Wchodź-powiedziałam wpuszczając ją do środka.
Wraz z blondynką przygotowałyśmy wszystko, a potem zaczęłyśmy oglądać film.
Nie sądziłam, że potrwa to tak krótko i, że stanie się właśnie to, czego się nie spodziewałam.
Zresztą wolała bym pocałować kota niż zrobić to co zrobiłam.
Kiedy zadzwonił dzwonek wrzuciłam wszystko jak popadnie do torebki i niemal pędem wybiegłam z sali. Nawet nie patrzyłam na nikogo i nawet nie poczekałam na przyjaciółkę, co się potem na mnie odbiło, bo zrobiła mi małą awanturkę, ale nie było tak źle.
Kiedyś zmajstrowałam coś gorszego to zrobiła mi hałas na pół mojej dzielnicy. Potem było mi wstyd wychodzic z domu, ale lepiej już nie wracac do tego.
Podeszłam do niebieskiej szafki i schowałam niepotrzebne książki. Nagle zza pleców usłyszałam ochrypnięty, ale jakże męski głos.
-Zapomniałaś czegoś-przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się na pięcie.
Ujrzałam przed sobą wysokiego chłopaka o pięknych czekoladowych oczach i jakże nieskazitelnej karnacji.
-Co?-zapytałam nie wiedząc w ogóle o co mu chodzi.
-To-odpowiedział krótko i zaczął wymachiwac mi przed oczami ołówkiem.
-A tak. Dzięki-powiedziałam starając się brzmiec obojętnie. Włożyłam ołówek do piórnika i zamknęłam go. Mimo wszystko chłopak nadal stał przede mną, ale nie długo, bo podeszła do nas "śliczna" laseczka. Czujecie ten sarkazm tak?
-O Zejni szukałam się. Chodźmy na stołówkę. Ją ci nie będę przedstawiała, bo nie warto-machnęła na mnie ręką ciągnąc chłopaka za rękę.
Halo. Ja tu jestem. Mogła byś ukrywac tą niechęc. Nie powiem, bo zrobiło mi się przykro, ale już nie tak jak na początku, kiedy zaczęłam naukę w tej szkole. Byłam o wiele słaba i czasami w takich sytuacjach po prostu płakała.
-A tak w ogóle świetny wybór ołówka. Idealny do szkicowania-usłyszałam słowa chłopaka, który się uśmiechnał i puścił mi oczko, a potem odszedł z tapeciarą.
Dziewczyna obraża mnie w mojej obecności, a on potrafi powiedzieć tylko o zasranym ołówku. Naprawdę niezły z niego chłopak, po prostu szukać takiego ze świecą.
Patrzyłam jak dwie postacie oddalają się ode mnie podążając w stronę stołówki.
-Mam nadzieję, że zadławisz się jedzeniem-powiedziałam pod nosem i wypuściłam powietrze z ust. Ostatnio stałam się zbyt nerwowa i zbyt senna. Ciekawe dlaczego.
-Kto ma udławić się jedzeniem?-usłyszałam głos przyjaciółki.
-Domyśl się-odpowiedziałam
-Megan. Przestań się nią przejmować. Ona nigdy się nie zmieni. Chodź coś zjeść.
-Straciłam apetyt. Idź sama. Muszę wyjść i ochłonąć.
-Pójdę z tobą.
-Chcę pobyć troszkę sama. Przepraszam. A w ogóle nie możesz chodzić głodna głodomorze-zaśmiałam się. -Zobaczymy się później-dodałam. Dziewczyna tylko kiwnęła głową i rozeszłyśmy się. Udałam się na ganek szkoły i usiadłam na jednej z ławek. Było pusto, więc czułam się swobodnie. Nikt się na mnie nie gapił, nie rozpraszał mnie i nie przeszkadzał mi. Mogłam przemyśleć kilka spraw. Pierwszą ze spraw była Nadia.
Coraz trudniej jest mi z nią przebywać wiedząc, że już za kilka tygodni wyjeżdża stąd i nie wraca. Będzie mi jej cholernie brakowało. Jestem z nią strasznie zżyta, a jeśli przez te ostatnie tygodnie będziemy spędzać ze sobą więcej czasu moja tęsknota będzie silniejsza. Tyle się znamy. Jest moją jedyną przyjaciółką. Nie potrafię sobie wyobrazić dnia bez niej. Wiem, że ona stara się być twarda, ale od środka ją to rujnuje.
-Czemu siedzisz tu tak sama?-usłyszałam nagle za sobą.
-Bo lubię-odpowiedziałam cały czas spoglądając w ziemię.
- A jak ktoś się porwie i zgwałci?
-Nie muszę się raczej o to bać-powiedziałam.
Kto by mnie chciał. Chyba jedynie zoombie.
-Dlaczego tak mówisz?-ponownie usłyszałam pytanie, a potem ujrzałam kątem oka, że osoba siada obok mnie na ławce.
-Dlaczego zadajesz tyle pytań?
-Bo chcę się dowiedzieć czegoś o tobie.
-Niepotrzebnie. Muszę iść-powiedziałam i jak najszybciej opuściłam szkolną ławkę wchodząc z powrotem do szkoły i udając się na kolejną lekcję. Cały dzień chodziłam przybita. I nie chodziło tu o sytuacje z ołówkiem, tylko przyjaciółkę. Uświadomiłam sobie, że do jej wyjazdu został tydzień.
-Nadia mam propozycję. Może wpadniesz do mnie na noc. Obejrzymy jakiś dobry film, zjemy popcorn, upieczemy coś-powiedziałam.
-Chcesz mnie zabić?
-Yy...nie-nie wiedziałam o co jej chodzi.
-Upieczemy? Kobieto ostatnio zapalił ci się piekarnik.
-Aaaa.o to chodzi. Wtedy był popsuty. No dobra więc zjemy popcorn, kanapki. Co tam chcesz. Nie daj się prosić.
-Wiesz, że zawsze się zgodzę-uśmiechnięta Nadia wyściskała mnie.
-Nie przy ludziach-odepchnęłam ją w żartach o zaśmiałyśmy się.
-Złamałaś mi serce-powiedziała udając oburzenie i rozpacz.
Jedno jest pewne. Była by świetną aktorką.
-Do zobaczenia później-rozstałyśmy się po środku drogi każda idąc w swoją stronę.
-Idziesz w moją stronę-usłyszałam ten sam męski głos co w kawiarni.
-Nie. w przeciwną-odpowiedziałam, jednak przecież nie miałam bladego pojęcia, gdzie ten chłopak idzie.
-W moją. Nie wiem czy zauważyłaś, ale jesteśmy sąsiadami, więc będziemy widywać się częściej.
-A kto powiedział, że ja chcę się z tobą widywać?-zapytałam.
-Nikt. Ja to wiem-posłał mi jeden z tych swoich cudownych uśmiechów,a potem jak gdyby nigdy nic pocałował mnie w policzek i przeszedł przez ulicę wchodząc do domu na przeciwko mojego.
-To są jakieś jaja? On moim sąsiadem?
Weszłam do domu i zaczęłam sprzątać. Nie chciałam, żeby Nadia widziała taki bałagan.
Kiedy skończyłam właśnie usłyszałam dzwonek do drzwi.
Pobiegłam otworzyć je w pośpiechu.
-O hej Nadia. Wchodź-powiedziałam wpuszczając ją do środka.
Wraz z blondynką przygotowałyśmy wszystko, a potem zaczęłyśmy oglądać film.
Nie sądziłam, że potrwa to tak krótko i, że stanie się właśnie to, czego się nie spodziewałam.
Zresztą wolała bym pocałować kota niż zrobić to co zrobiłam.
_________________________________
Ale o co chodzi to już w następnym :)
poniedziałek, 5 stycznia 2015
Rozdział 4.
Będąc już w domu zamknięta na wszystkie spusty nieco się uspokoiłam.
Nic mi tu nie groziło. Chyba.
W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś naciska na klamkę, a potem wkłada coś do dziurki od klucza. Ogarnęła mnie panika. Co jeśli mnie ktoś skrzywdzi, zabije, albo zgwałci. A co najgorsze oby dwie rzeczy.
Chwyciłam do ręki pierwszą najbliższą rzecz, która okazało się patelka. Może niezbyt skuteczne, ale zawsze coś.
W chwili kiedy zauważyłam, że drzwi się otwierają schowałam się za ścianką dzielącą salon, a hol.
-Elizabeth?-usłyszałam wyskakując z patelnią w ręce.
Chwilę później przeraźliwy krzyk dotarł do moich uszu, co spowodowało, że również zaczęłam się wydzierac.
-Czyś ty zgłupiała?-powiedziała moja ciotka odkładając zakupy na stół.
-Nie. Chciałam tylko zobaczyc twoją reakcję-skłamałam spoglądając na nią.
-Wołałam cię, żebyś mi pomogła z zakupami, a ty po prostu zwiałaś do domu-oburzyła się. -A na dodatek prawie by dostała przez ciebie zawału. Dziewczyno-powiedziała ciotka wyciągając zakupy, a po chwili zaśmiała się. Zmarszczyłam nieco brwi zastanawiając się o co chodzi.
-Co?-zapytałam.
-Nic, ale wyglądałaś komicznie z ta patelnią w ręku. Mogła byś częściej ją używać, ale oczywiście gotując jakiś obiad, albo śniadanie-zaproponowała ciotka.
-Tak, tak, tak-powiedziałam przewracając oczami. -A tak właściwie nie powinnaś być na tym waszym seansie filmowym?-zapytałam.
-Miałam być, ale Dora się rozchorowała i nici z tego-wzruszyła ramionami.
Przytaknęłam ze zrozumieniem pomagając wyciągać jej zakupy. Kiedy wszystko było schowane poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, który mnie nieco orzeźwił. Wciąż czułam jak trzęsą mi się ręce. Naprawdę mnie przestraszyła. Strach pomyśleć co by było, gdyby ktoś mnie... Oh..muszę wyrzucić te myśli. Po skończonej kąpieli otarłam swoje ciało i założyłam piżamę. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku momentalnie zasypiając.
Nic mi tu nie groziło. Chyba.
W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś naciska na klamkę, a potem wkłada coś do dziurki od klucza. Ogarnęła mnie panika. Co jeśli mnie ktoś skrzywdzi, zabije, albo zgwałci. A co najgorsze oby dwie rzeczy.
Chwyciłam do ręki pierwszą najbliższą rzecz, która okazało się patelka. Może niezbyt skuteczne, ale zawsze coś.
W chwili kiedy zauważyłam, że drzwi się otwierają schowałam się za ścianką dzielącą salon, a hol.
-Elizabeth?-usłyszałam wyskakując z patelnią w ręce.
Chwilę później przeraźliwy krzyk dotarł do moich uszu, co spowodowało, że również zaczęłam się wydzierac.
-Czyś ty zgłupiała?-powiedziała moja ciotka odkładając zakupy na stół.
-Nie. Chciałam tylko zobaczyc twoją reakcję-skłamałam spoglądając na nią.
-Wołałam cię, żebyś mi pomogła z zakupami, a ty po prostu zwiałaś do domu-oburzyła się. -A na dodatek prawie by dostała przez ciebie zawału. Dziewczyno-powiedziała ciotka wyciągając zakupy, a po chwili zaśmiała się. Zmarszczyłam nieco brwi zastanawiając się o co chodzi.
-Co?-zapytałam.
-Nic, ale wyglądałaś komicznie z ta patelnią w ręku. Mogła byś częściej ją używać, ale oczywiście gotując jakiś obiad, albo śniadanie-zaproponowała ciotka.
-Tak, tak, tak-powiedziałam przewracając oczami. -A tak właściwie nie powinnaś być na tym waszym seansie filmowym?-zapytałam.
-Miałam być, ale Dora się rozchorowała i nici z tego-wzruszyła ramionami.
Przytaknęłam ze zrozumieniem pomagając wyciągać jej zakupy. Kiedy wszystko było schowane poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, który mnie nieco orzeźwił. Wciąż czułam jak trzęsą mi się ręce. Naprawdę mnie przestraszyła. Strach pomyśleć co by było, gdyby ktoś mnie... Oh..muszę wyrzucić te myśli. Po skończonej kąpieli otarłam swoje ciało i założyłam piżamę. Poszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku momentalnie zasypiając.
***
Nie lubię poniedziałków. Nie, zaraz. Ja ich nienawidzę. Weekend minął mi tak szybko, że wcale go nawet nie odczułam. Moim zdaniem powinno być dwa dni szkoły, a pięć wolnego. Tak to jest myśl. Zdecydowanie weekend jest za krótki. Nawet się nie wyspałam. Znowu miałam te koszmary. Mam już ich dosyć. Czemu nie mogę normalnie żyć.
Przekroczyłam próg szkoły wchodząc przez wielkie niebieskie drzwi i od razu podążyłam do sali, gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja.
-El idziesz?-ponaglała mnie przyjaciółka.
-Nie. Stoję-odpowiedziałam wchodząc do klasy i zajmując swoje ulubione miejsce.
Wyciągnęłam szkicownik i ołówek kładąc te rzeczy na stoliku. W tym samym momencie do pomieszczenia wszedł nauczyciel i od razu po przywitaniu zaczął prowadzić lekcje.
Nie będę ukrywała, ale ten przedmiot jest jedynym, którego lubię.
W pewnym momencie po sali rozniósł się huk, który wskazywał na to, że ktoś wchodzi, bądź wychodzi z klasy. Tym razem była to pierwsza opcja.
-Witak spóźnialskiego...
-Malik-powiedział męski, zachrypnięty głos, który spowodował, że na moim ciele pojawiła się gęsia skórka. Nie wiem nawet dlaczego. Uniosłam nieco głowę i podążyłam wzrokiem na właściciela głosu.
Czy to jest jakiś żart? Jeszcze tego tu brakowało.
Chłopak spojrzał na mnie tymi swoimi czekoladowymi tęczówkami. Przeszywał mnie całą wzrokiem tak jak w kawiarni, ale chyba nic sobie z tego nie robił, tylko uśmiechnął się chytrze, ale nie skłamię jak powiem, że seksownie.
-Boże co ja mówię-skarciłam się w myślach.
-W takim razie siadaj i mam nadzieje, że już się nie spóźnisz-powiedział nauczyciel.
Chłopak podążył do wolnej ławki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Podszedł do chłopaka siedzącego obok mnie i gestem ręki kazał mu usiąść w ostatniej ławce, a sam zajał miejsce tuż obok mnie.
Nie no zajebiście. Jakby nie mógł zapytać, czy życzę sobie jego obecność. Tak to ja się nie bawię.
W dalszym ciągu czułam na sobie jego wzrok, który gdyby mógł na pewno by zabił.
Odwróciłam wzrok czekałam tylko, aż ten koszmar w końcu się skończy. Miałam już tego dosyć.
_________________________________
I mamy kolejny rozdział.
Przepraszam, że tak długo mnie nie było. jestem świadoma tego, że zapewne nikt już tego nie czyta.
Zawaliła.
Nie miałam w ogóle pomysłów ; c
Przepraszam, że tak długo mnie nie było. jestem świadoma tego, że zapewne nikt już tego nie czyta.
Zawaliła.
Nie miałam w ogóle pomysłów ; c
czwartek, 14 sierpnia 2014
Rozdział 3.
Jeśli chodzi o szczyt bezczelności to właśnie patrzę na niego, a raczej na nią.
A mianowicie Megan Smith. Tak to o nią mi chodzi. Stoi po drugiej ulicy niemal z tyłkiem na wierzchu i próbuje poderwać jakiegoś chłopaka, albo oczywiście już go poderwała.
Nie wiem co ona sobie wyobraża.
-Pójdę po te lody, bo chyba za chwilę zwrócę-powiedziałam do przyjaciółki pokazując odruch wymiotny. Zaśmiałyśmy się z tego. Wiem, że wygląda to zabawnie, ale niestety taka jest prawda.
Chwilę później podeszłam do lady za, którą stała kobieta w średnim wieku. Zamówiłam duzą porcje lodów i kawę z mlekiem. Szybko otrzymałam zamówienie, bo jak na razie byłam tylko jedną oczekującą osobą. Nie dlatego, że jest tu mało ludzi, tylko dlatego, że szybko obsługują. I to się nazywa kawiarnia szybkiej obsługi. Tak powinno być wszędzie.
Zabrałam zamówienie i ruszyłam do stolika. Wszystko było by piękne, gdyby nie fakt, że ktoś mi podłożył nogę i wpadłam na coś.
-Kurwa-przeklnęłam pod nosem widząc na swojej białej bluzce ślad pod kawie.
-Nie. To tylko ja, a poza tym to też kobieta-usłyszałam nagle męski głos. Uniosłam nieco glowę i dostrzegłam przystojnego chłopaka o oczach jak czekolada. Posłałam mu pytające spojrzenie nie wiedząc o co mu chodzi z tym "Też kobieta".
-Mówię, że kurwa to też kobieta-wytlumaczył mi nieznajomy.
No proszę jaki mądry się znalazł. Nie widzi nawet gdzie idzie.
-Głupek-warknęłam.
-Tak się składa mała, że gdyby nie ja wąchałabyś płytki, więc grzeczniej troszkę i wyluzuj-odpowiedział.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam.
-Może, ale prawdziwe. Nie podziękujesz mi?-zapytał sarkastycznie mierząc mnie tymi swoimi patrzałkami.
-Głupkom, Osłom i Świniom nie dziękuję. Spadaj-warknęłam wymijając go.
-A przystojniakom?-usłyszałam za sobą słowa chłopaka, jednak je zignorowałam podchodząc do stolika przyjaciólki.
-Jezus co ci się stało?-pisnęła przejęta.
-Po pierwsze Nie Jezu, tylko Elizabeth, a po drugie krotko mówiąc zaatakowała mnie kawa-wzruszyłam i napiłam się kawy. Co prawda nie zostało jej tu zbyt dużo, ale zawsze coś. Chociaż ją spróbowałam.
-Co? Jak może zaatakować kawa?
-Nie pytaj-machnęłam ręką i pokręciłam głową.
-Jak tak Beth?-zapytałam zmieniając temat.
Beth to babcia Nadii. Od kilku miesięcy choruje. Wykryli jej raka w podbrzuszu.
Początkowo lekarze nie dawali jej szans, ale kiedy jednak okazało sie, że jest możliwa operacja jej babcia odmówiła. Nie chciala się na starość ciąć.
-Bez zmian. Cały czas leży.
-Nadal nie zmieniła decyzji?
-Nie. Powiedziała, że chce wyglądać w trumnie atrakcyjnie.
-Uparta jak osioł-przewróciłam oczami biorąc kolejny łyk kawy.
-Wydaje mi się, że ona już się z tym pogodziła i zaprzyjaźniła z Bobem.
-Z bobem? czy ja o czyms nie wiem?-zapytalam zdezorientowana.
-Tak nazwała swój nowotwór.
No tak zapomniałam, że jej babcia ma szalone pomysły, którymi wszystkich potrafi rozbawić do łez.
-Słyszałaś o tej imprezie u Megan?
-Tak słyszałam-powiedziałam obojętnie.
-Może pojdziemy?
-Zapomnij. Nie pójdę do tej tlenionej małpy-powiedziałam oburzona.
-Ale dlaczego?
-Bo nie i koniec kropka. Nie drąż tego tematu Nadia. Nie lubię jej.
-Ja też jej nie lubię, ale może być fajnie. Będą chłopaki. No weź nie daj się prosić.
-Koniec tematu. Wolała bym pocałować kota-wzdrygnęłam się na samą myśl.
Niedługo potem wyszłyśmy z kawiarni. Zaczynało się ściemniać, więc naprawdę pora na wracanie. Na zakręcie pożegnałam się z przyjaciółką, a sama ruszyłam w dalszą drogę. Zostało mi jeszcze do przejścia dwie ulice. Niby nie dużo, i zapewne wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że uslyszałam za sobą jakieś kroki . Szczerze powiedziawszy wystraszyłam się. Przyspieszylam momentalnie kroki.
-Szybciej grubasie-pomyślałam i zaczęłam biec. Już niedaleko niedaleko.
-Elizabeth-usłyszałam w pewnym momencie jak ktoś wypowiada moje imię.
Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Widząc swój dom wbiegłam szybko do niego i zamknęłam drzwi na klucz.
A mianowicie Megan Smith. Tak to o nią mi chodzi. Stoi po drugiej ulicy niemal z tyłkiem na wierzchu i próbuje poderwać jakiegoś chłopaka, albo oczywiście już go poderwała.
Nie wiem co ona sobie wyobraża.
-Pójdę po te lody, bo chyba za chwilę zwrócę-powiedziałam do przyjaciółki pokazując odruch wymiotny. Zaśmiałyśmy się z tego. Wiem, że wygląda to zabawnie, ale niestety taka jest prawda.
Chwilę później podeszłam do lady za, którą stała kobieta w średnim wieku. Zamówiłam duzą porcje lodów i kawę z mlekiem. Szybko otrzymałam zamówienie, bo jak na razie byłam tylko jedną oczekującą osobą. Nie dlatego, że jest tu mało ludzi, tylko dlatego, że szybko obsługują. I to się nazywa kawiarnia szybkiej obsługi. Tak powinno być wszędzie.
Zabrałam zamówienie i ruszyłam do stolika. Wszystko było by piękne, gdyby nie fakt, że ktoś mi podłożył nogę i wpadłam na coś.
-Kurwa-przeklnęłam pod nosem widząc na swojej białej bluzce ślad pod kawie.
-Nie. To tylko ja, a poza tym to też kobieta-usłyszałam nagle męski głos. Uniosłam nieco glowę i dostrzegłam przystojnego chłopaka o oczach jak czekolada. Posłałam mu pytające spojrzenie nie wiedząc o co mu chodzi z tym "Też kobieta".
-Mówię, że kurwa to też kobieta-wytlumaczył mi nieznajomy.
No proszę jaki mądry się znalazł. Nie widzi nawet gdzie idzie.
-Głupek-warknęłam.
-Tak się składa mała, że gdyby nie ja wąchałabyś płytki, więc grzeczniej troszkę i wyluzuj-odpowiedział.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam.
-Może, ale prawdziwe. Nie podziękujesz mi?-zapytał sarkastycznie mierząc mnie tymi swoimi patrzałkami.
-Głupkom, Osłom i Świniom nie dziękuję. Spadaj-warknęłam wymijając go.
-A przystojniakom?-usłyszałam za sobą słowa chłopaka, jednak je zignorowałam podchodząc do stolika przyjaciólki.
-Jezus co ci się stało?-pisnęła przejęta.
-Po pierwsze Nie Jezu, tylko Elizabeth, a po drugie krotko mówiąc zaatakowała mnie kawa-wzruszyłam i napiłam się kawy. Co prawda nie zostało jej tu zbyt dużo, ale zawsze coś. Chociaż ją spróbowałam.
-Co? Jak może zaatakować kawa?
-Nie pytaj-machnęłam ręką i pokręciłam głową.
-Jak tak Beth?-zapytałam zmieniając temat.
Beth to babcia Nadii. Od kilku miesięcy choruje. Wykryli jej raka w podbrzuszu.
Początkowo lekarze nie dawali jej szans, ale kiedy jednak okazało sie, że jest możliwa operacja jej babcia odmówiła. Nie chciala się na starość ciąć.
-Bez zmian. Cały czas leży.
-Nadal nie zmieniła decyzji?
-Nie. Powiedziała, że chce wyglądać w trumnie atrakcyjnie.
-Uparta jak osioł-przewróciłam oczami biorąc kolejny łyk kawy.
-Wydaje mi się, że ona już się z tym pogodziła i zaprzyjaźniła z Bobem.
-Z bobem? czy ja o czyms nie wiem?-zapytalam zdezorientowana.
-Tak nazwała swój nowotwór.
No tak zapomniałam, że jej babcia ma szalone pomysły, którymi wszystkich potrafi rozbawić do łez.
-Słyszałaś o tej imprezie u Megan?
-Tak słyszałam-powiedziałam obojętnie.
-Może pojdziemy?
-Zapomnij. Nie pójdę do tej tlenionej małpy-powiedziałam oburzona.
-Ale dlaczego?
-Bo nie i koniec kropka. Nie drąż tego tematu Nadia. Nie lubię jej.
-Ja też jej nie lubię, ale może być fajnie. Będą chłopaki. No weź nie daj się prosić.
-Koniec tematu. Wolała bym pocałować kota-wzdrygnęłam się na samą myśl.
Niedługo potem wyszłyśmy z kawiarni. Zaczynało się ściemniać, więc naprawdę pora na wracanie. Na zakręcie pożegnałam się z przyjaciółką, a sama ruszyłam w dalszą drogę. Zostało mi jeszcze do przejścia dwie ulice. Niby nie dużo, i zapewne wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że uslyszałam za sobą jakieś kroki . Szczerze powiedziawszy wystraszyłam się. Przyspieszylam momentalnie kroki.
-Szybciej grubasie-pomyślałam i zaczęłam biec. Już niedaleko niedaleko.
-Elizabeth-usłyszałam w pewnym momencie jak ktoś wypowiada moje imię.
Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Widząc swój dom wbiegłam szybko do niego i zamknęłam drzwi na klucz.
___________________________
Tadam.
Mamy kolejny. Jak wrażenia?
CZYTASZ = SKOMENTUJ < 33
sobota, 26 lipca 2014
Rozdział 2.
Pan Brook jak zwykle wszedł do klasy na czas. Nie wiem jak on to robi, ale wchodzi do klasy zawsze punktualnie. Może patrzy ciągle na zegarek. Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale czasami mógł by się spóźnić.
Wyciągnęłam odpowiednie podręczniki i zajęłam miejsce pod oknem. Nauczyciel momentalnie zaczął notować coś na tablicy.
Rzuciłam kontem oka na napisy, które zostały napisane białą kredą i pokręciłam głową.
Nienawidzę procentów. Zresztą w ogóle nie lubię się uczyć, ale jak mus to mus.
Lekcja matematyki przeleciała bardzo nudno i powoli, zresztą jak inne lekcje. Chemia, literatura, historia i nieszczęsna biologia, na której był sprawdzian. Mam o tyle dobrze, że dużo zapamiętuję z lekcji i nie muszę się tak uczyć. W sumie uważam, że sprawdzian poszedł mi całkiem nieźle.
-Słuchasz mnie w ogóle?-z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie damski głos należący do mojej przyjaciółki.
-Tak, tak-oprzytomniałam momentalnie.
-To co mówiłam?
-No wiesz, że yy... Megan jak zwykle ma tonę tapety na sobie.
-No, uwierzysz? To wygląda okropnie-powiedziała Nadia.
Na szczęście udało mi się wyjść z tej sytuacji, bo musiała bym się nieźle tłumaczyć.
Dobrze, że znam ją na wylot i wiem, że całą droge potrafi przegadać o tej flądrze.
-Może wyskoczymy dziś na lody?
-No nie wiem sama. Są bardzo...
-Tuczące? No weź od jednego ci się nic nie stanie.
-No tak..
-Zresztą jesteś tak chuda, że możesz pozwolić sobie na nie beż żadnego ale.
Tak jasne pięć porcji, a potem będę zwracała, byle by pozbyć się tego świństwa z organizmu.
To nie jest takie proste, kiedy ciągle walczę ze swoją wagą. Ona nic nie wie.
Nie chcąc zrobić jej przykrości zgodziłam się. Nie raz jej odmawiałam, a nie chciałam, żeby teraz się na mnie obraziła, po kolejnym odmówieniu.
Zawsze miałam jakąś wymówkę, że muszę się uczyć, ale nie dziś, bo w końcu jutro wolne od szkoły, a co miałam wymyślić, że muszę zająć się chorym kotem?
No sorry, ale ja nie mam kota.
-Do zobaczenia o 16:00.
-Dobra. Tak gdzie zawsze?-zapytałam.
-Tak, w "Kąciku Philipa".
To nasz ulubiona kawiarni, w której przesiadujemy czasami wiele godzin, a nieraz codziennie w niej jesteśmy.
-To do zobaczenia-zawołałam za przyjaciółką i weszła do mieszkania.
-Jestem-zawołałam i odwiesiłam na wieszak kurtkę, a potem ściągnęłam buty.
-To dobrze prawie skończyłam obiad.
-Nie jestem glodna Emily. Pójdę na górę.
-Musisz coś zjeść-powiedziała oburzona wyrastając nagle przede mną ze ścierką w ręce.
-Jadłam w szkole-skłamałam spoglądając na nią. Ostatnio często to robiłam. Kłamałam jej w oczy jak najęta. Łgałam bez zająknięcia.
-A poza tym o 16 umówiłam się z Nadią na lody. Nie chcę iść z pełnym żołądkiem.
Kobieta pokręciła tylko głową i wróciła do kuchni.
Uśmiechnęłam się triumfująco, że znowu udało mi się okłamać ciotkę i nie muszę jeść. Kłamstwo wychodzi mi coraz lepiej. Weszłam do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko.
-O jak miło-szepnęłam i po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.
_________________________
Wyciągnęłam odpowiednie podręczniki i zajęłam miejsce pod oknem. Nauczyciel momentalnie zaczął notować coś na tablicy.
Rzuciłam kontem oka na napisy, które zostały napisane białą kredą i pokręciłam głową.
Nienawidzę procentów. Zresztą w ogóle nie lubię się uczyć, ale jak mus to mus.
Lekcja matematyki przeleciała bardzo nudno i powoli, zresztą jak inne lekcje. Chemia, literatura, historia i nieszczęsna biologia, na której był sprawdzian. Mam o tyle dobrze, że dużo zapamiętuję z lekcji i nie muszę się tak uczyć. W sumie uważam, że sprawdzian poszedł mi całkiem nieźle.
-Słuchasz mnie w ogóle?-z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie damski głos należący do mojej przyjaciółki.
-Tak, tak-oprzytomniałam momentalnie.
-To co mówiłam?
-No wiesz, że yy... Megan jak zwykle ma tonę tapety na sobie.
-No, uwierzysz? To wygląda okropnie-powiedziała Nadia.
Na szczęście udało mi się wyjść z tej sytuacji, bo musiała bym się nieźle tłumaczyć.
Dobrze, że znam ją na wylot i wiem, że całą droge potrafi przegadać o tej flądrze.
-Może wyskoczymy dziś na lody?
-No nie wiem sama. Są bardzo...
-Tuczące? No weź od jednego ci się nic nie stanie.
-No tak..
-Zresztą jesteś tak chuda, że możesz pozwolić sobie na nie beż żadnego ale.
Tak jasne pięć porcji, a potem będę zwracała, byle by pozbyć się tego świństwa z organizmu.
To nie jest takie proste, kiedy ciągle walczę ze swoją wagą. Ona nic nie wie.
Nie chcąc zrobić jej przykrości zgodziłam się. Nie raz jej odmawiałam, a nie chciałam, żeby teraz się na mnie obraziła, po kolejnym odmówieniu.
Zawsze miałam jakąś wymówkę, że muszę się uczyć, ale nie dziś, bo w końcu jutro wolne od szkoły, a co miałam wymyślić, że muszę zająć się chorym kotem?
No sorry, ale ja nie mam kota.
-Do zobaczenia o 16:00.
-Dobra. Tak gdzie zawsze?-zapytałam.
-Tak, w "Kąciku Philipa".
To nasz ulubiona kawiarni, w której przesiadujemy czasami wiele godzin, a nieraz codziennie w niej jesteśmy.
-To do zobaczenia-zawołałam za przyjaciółką i weszła do mieszkania.
-Jestem-zawołałam i odwiesiłam na wieszak kurtkę, a potem ściągnęłam buty.
-To dobrze prawie skończyłam obiad.
-Nie jestem glodna Emily. Pójdę na górę.
-Musisz coś zjeść-powiedziała oburzona wyrastając nagle przede mną ze ścierką w ręce.
-Jadłam w szkole-skłamałam spoglądając na nią. Ostatnio często to robiłam. Kłamałam jej w oczy jak najęta. Łgałam bez zająknięcia.
-A poza tym o 16 umówiłam się z Nadią na lody. Nie chcę iść z pełnym żołądkiem.
Kobieta pokręciła tylko głową i wróciła do kuchni.
Uśmiechnęłam się triumfująco, że znowu udało mi się okłamać ciotkę i nie muszę jeść. Kłamstwo wychodzi mi coraz lepiej. Weszłam do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko.
-O jak miło-szepnęłam i po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.
***
Obudziło mnie czyjeś uporczywe dobijanie się do mnie na telefon. Nawet po szkole nie dają ludziom pospać. Boże co za uparciuchy.
Przetarłam zaspane oczy i po omacku nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha.
-Słucham?-zapytałam ziewając.
Po chwili pożałowałam, że odebrałam, bo do moich uszu dobiegł krzyk mojej przyjaciółki.
No to pięknie. Zapomnialam o spotkaniu. Ona mnie zabije.
-El Kurwa, gdzie ty jesteś?
-W domu, a gdzie mam być-probowałam obrócić to jakoś w żart, ale chyba nie za bardzo mi to wyszło.
-Ja cię chyba zabiję. Ty sobie siedzisz w domu, a ja na ciebie czekam od 30 minut w kawiarni.
-Przecież miałyśmy się spotkać o 16.
-A jest 16:30. O przepraszam właściwie do 16:31-powiedziała oburzona.
-Nadia zasnęłam. Już się zbieram. Szybko przyjdę-rozłączyłam się i zaczęłam się momentalnie przygotowywać.
Szybko zwlekłam się z łóżka i ubrałam się, a potem opuściłam pokój zbiegając na dół.
-Wychodzę do Nadi-zawołałam i zatrzasnęła drzwi za sobą.
Po 10 minutach dotarłam na miejsce, ale tylko dlatego, że biegłam jak głupia. Zmęczyłam się, ale w sumie to dobrze, może zrzucę troszkę kalorii. To nic, że niemal wpadłam pod samochód. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam przyjaciółkę siedzącą w rogu pod oknem.
Wystukiwała nerwowo jakiś rytm palcami.
Podeszłam do niej zdyszana i usiadłam naprzeciwko niej.
-Nadia przepraszam cię, że się spóźniłam. Zasnęłam.
-Aha-powiedziała krótko i wbiła we mnie swój wzrok, który gdyby mógł to by parzył.
-Nie gniewaj się już mała.
-Kup mi dużą porcję lodów, to będzie ok-uśmiechnęła się delikatnie.
Wreszcie udało mi się ją przeprosić. Nie lubie jak jest zła. Kiedy ruszyłam w stronę wyjścia zatrzymała mnie.
-Spójrz za okno. To jest zabawne-powiedziała śmiejąc się.
Podążyłam za jej palcem, który wskazywał na tą śmieszną sytuację.
Szczyt bezczelności.
_________________________
Tadam = >
Mamy drugi rozdział ; 3
niedziela, 20 lipca 2014
Rozdział 1.
-Spójrz jak ty wyglądasz.
-O co ci chodzi? Nigdy ci to nie przeszkadzało.
-Ale teraz przeszkadza. To koniec. Rozumiesz?
Otworzyłam oczy wydobywając z płuc potężny krzyk przerażenia.
Kolejna noc z rzędu zrujnowana przez ten okropny sen.
Nie chciał się ode mnie odczepić za żadne skarby. Minęły dwa lata, a on nadal się mnie trzyma. Mam już tego dosyć.
Przetarłam dłonią spocone czoło, a potem uczyniłam to samo z policzkami ocierając tym razem słone krople łez.
-To nie koszmar. To rzeczywistość, która nie chce się zmienić-wstałam z łóżka i udałam się do łazienki.
Na zewnątrz już świtało, więc nie było sensu się kłaść. Za chwilę i tak będę musiała wstać do szkoły. Pytam się po co ona komu. Nikogo nie uszczęśliwia, a przynajmniej nie mnie.
Uniosłam głowę i spojrzałam w lusterko
-O co ci chodzi? Nigdy ci to nie przeszkadzało.
-Ale teraz przeszkadza. To koniec. Rozumiesz?
Otworzyłam oczy wydobywając z płuc potężny krzyk przerażenia.
Kolejna noc z rzędu zrujnowana przez ten okropny sen.
Nie chciał się ode mnie odczepić za żadne skarby. Minęły dwa lata, a on nadal się mnie trzyma. Mam już tego dosyć.
Przetarłam dłonią spocone czoło, a potem uczyniłam to samo z policzkami ocierając tym razem słone krople łez.
-To nie koszmar. To rzeczywistość, która nie chce się zmienić-wstałam z łóżka i udałam się do łazienki.
Na zewnątrz już świtało, więc nie było sensu się kłaść. Za chwilę i tak będę musiała wstać do szkoły. Pytam się po co ona komu. Nikogo nie uszczęśliwia, a przynajmniej nie mnie.
Uniosłam głowę i spojrzałam w lusterko
-Jesteś gruba Collins. Pogódź się z tym, bo w końcu wyślą cię do wariatkowa przez te krzyki.
Gdybym się tym pogodziła te sny już dawno by minęły-powiedziałam do siebie.
-Wszystko w porządku Elizabeth?
-Tak-odpowiedziałam na pytanie ciotki, z którą mieszkam.
-Dlaczego ...
-Ujrzałam pająka. Wszystko ok-odpowiedziałam przerywając jej wypowiedź. -Idź spać-dodałam.
Nie wiem ile spędziłam w tej łazience, ale sporo, skoro z mojego telefonu zaczął się wydobywać dobrze mi znany dźwięk budzika. Wyłączyłam go szybko i zaczęłam się przygotowywać do szkoły.
Wzięłam szybki prysznic, który mnie nieco uspokoił, a także orzeźwił. Czułam się już o wiele lepiej. Miałam nadzieję, że dzisiejszy koszmar odejdzie w niepamięć.
Po wysuszeniu założyłam czarne wyszczuplające leginsy, biały top i sweterek w kwiaty.
Nalożylam na twarz podkład, tusz, eleyner, krędkę, róż na policzki i błyszczyk podkreślający usta.
Zarzuciłam na ramię torbę i ruszyłam na dól, gdzie spotkałam Emily pijącą kawę.
Podeszłam do ekspresu i również nalałam sobie kawy. Po upiciu łyka otrzymałam wiadomość.
-Lecę już do szkoły-powiadomiłam ciotkę kierując się do wyjścia.
-Śniadanie-zawołała za mną.
-Zjem w szkole. Nie martw się-zatrzasnęłam za sobą drzwi i zaciągnęlam się zapachem świeżego powietrza. Było dość chłodno, dlatego cieszyłam się, że założyłam na ramiona kurtkę.
Na pewno nie zmarznę w przeciwieństwie do innych wytapetowanych lalek, które chcą pokazać jak najwięcej chłopakom, a potem dziwią się, że mówią na nie "ździry". Pokręciłam głową jakby nie wierząc w to co przed chwilą powiedziałam i podeszłam pewnym krokiem do blondynki stojącej przy mojej skrzynce.
-Cześć blondasku-przytuliłam ją mocno.
-Cześć czarnulko.
-Jak zwykle musi odpowiedzieć-zaśmiałyśmy się.
-Chodźmy już, bo dyrektor znowu zostawi nas po godzinach-powiedziała z grymasem na ustach Nadia.
-Tak masz rację, a nie chcę sobie psuć dnia-powiedziałam i ruszyłyśmy w kierunku uczelni.
-Umiesz coś na biologię?-usłyszałam w końcu pytanie.
-Co? A co dziś jest?
-Ta zaległa kartkówka.
-O cholera...
-Serio El?
-Żartowałam. Czy ja kiedyś dostałam jedynkę?-zaśmiałam się i poklepałam delikatnie jej ramię.
-Yyy..nie.
-No właśnie. Spokojna twoja czuprynka-weszłyśmy na teren szkoły. Budynek nie wyglądał zbyt estetycznie. Odrapane mury, grafity na ścianach. Na pewno nie przyciągała ludzi. A szczególnie nie nastolatków.
Weszłyśmy do budynku i właśnie ujrzałam ją. Najpopularniejszą, najwredniejszą małpę pod słoncem. Megan Smith. Zmora wszystkich ludzi. Pożerała wzrokiem jakiegoś chłopaka, który chyba nie był nią wcale, a wcale zainteresowany. Do czasu oczywiście. Potrafi wszystkich omotać. On nie będzie inny.
-Idziemy?-usłyszałam głos przyjaciółki.
-Tak idziemy-odpowiedzialam i ruszylyśmy do klasy 102, gdzie miała odbyć się lekcja matematyki.
Wzięłam szybki prysznic, który mnie nieco uspokoił, a także orzeźwił. Czułam się już o wiele lepiej. Miałam nadzieję, że dzisiejszy koszmar odejdzie w niepamięć.
Po wysuszeniu założyłam czarne wyszczuplające leginsy, biały top i sweterek w kwiaty.
Nalożylam na twarz podkład, tusz, eleyner, krędkę, róż na policzki i błyszczyk podkreślający usta.
Zarzuciłam na ramię torbę i ruszyłam na dól, gdzie spotkałam Emily pijącą kawę.
Podeszłam do ekspresu i również nalałam sobie kawy. Po upiciu łyka otrzymałam wiadomość.
-Lecę już do szkoły-powiadomiłam ciotkę kierując się do wyjścia.
-Śniadanie-zawołała za mną.
-Zjem w szkole. Nie martw się-zatrzasnęłam za sobą drzwi i zaciągnęlam się zapachem świeżego powietrza. Było dość chłodno, dlatego cieszyłam się, że założyłam na ramiona kurtkę.
Na pewno nie zmarznę w przeciwieństwie do innych wytapetowanych lalek, które chcą pokazać jak najwięcej chłopakom, a potem dziwią się, że mówią na nie "ździry". Pokręciłam głową jakby nie wierząc w to co przed chwilą powiedziałam i podeszłam pewnym krokiem do blondynki stojącej przy mojej skrzynce.
-Cześć blondasku-przytuliłam ją mocno.
-Cześć czarnulko.
-Jak zwykle musi odpowiedzieć-zaśmiałyśmy się.
-Chodźmy już, bo dyrektor znowu zostawi nas po godzinach-powiedziała z grymasem na ustach Nadia.
-Tak masz rację, a nie chcę sobie psuć dnia-powiedziałam i ruszyłyśmy w kierunku uczelni.
-Umiesz coś na biologię?-usłyszałam w końcu pytanie.
-Co? A co dziś jest?
-Ta zaległa kartkówka.
-O cholera...
-Serio El?
-Żartowałam. Czy ja kiedyś dostałam jedynkę?-zaśmiałam się i poklepałam delikatnie jej ramię.
-Yyy..nie.
-No właśnie. Spokojna twoja czuprynka-weszłyśmy na teren szkoły. Budynek nie wyglądał zbyt estetycznie. Odrapane mury, grafity na ścianach. Na pewno nie przyciągała ludzi. A szczególnie nie nastolatków.
Weszłyśmy do budynku i właśnie ujrzałam ją. Najpopularniejszą, najwredniejszą małpę pod słoncem. Megan Smith. Zmora wszystkich ludzi. Pożerała wzrokiem jakiegoś chłopaka, który chyba nie był nią wcale, a wcale zainteresowany. Do czasu oczywiście. Potrafi wszystkich omotać. On nie będzie inny.
-Idziemy?-usłyszałam głos przyjaciółki.
-Tak idziemy-odpowiedzialam i ruszylyśmy do klasy 102, gdzie miała odbyć się lekcja matematyki.
_______________________________________
Mamy rozdział 1.
Jak wam się podoba?
Subskrybuj:
Posty (Atom)