czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 3.

Jeśli chodzi o szczyt bezczelności to właśnie patrzę na niego, a raczej na nią. 
A mianowicie Megan Smith. Tak to o nią mi chodzi. Stoi po drugiej ulicy niemal z tyłkiem na wierzchu i próbuje poderwać jakiegoś chłopaka, albo oczywiście już go poderwała. 
Nie wiem co ona sobie wyobraża. 
-Pójdę po te lody, bo chyba za chwilę zwrócę-powiedziałam do przyjaciółki pokazując odruch wymiotny. Zaśmiałyśmy się z tego. Wiem, że wygląda to zabawnie, ale niestety taka jest prawda. 
Chwilę później podeszłam do lady za, którą stała kobieta w średnim wieku. Zamówiłam duzą porcje lodów i kawę z mlekiem. Szybko otrzymałam zamówienie, bo jak na razie byłam tylko jedną oczekującą osobą. Nie dlatego, że jest tu mało ludzi, tylko dlatego, że szybko obsługują. I to się nazywa kawiarnia szybkiej obsługi. Tak powinno być wszędzie. 
Zabrałam zamówienie i ruszyłam do stolika. Wszystko było by piękne, gdyby nie fakt, że ktoś mi podłożył nogę i wpadłam na coś. 
-Kurwa-przeklnęłam pod nosem widząc na swojej białej bluzce ślad pod kawie. 
-Nie. To tylko ja, a poza tym to też kobieta-usłyszałam nagle męski głos. Uniosłam nieco glowę i dostrzegłam przystojnego chłopaka o oczach jak czekolada. Posłałam mu pytające spojrzenie nie wiedząc o co mu chodzi z tym "Też kobieta". 
-Mówię, że kurwa to też kobieta-wytlumaczył mi nieznajomy. 
No proszę jaki mądry się znalazł. Nie widzi nawet gdzie idzie.
-Głupek-warknęłam. 
-Tak się składa mała, że gdyby nie ja wąchałabyś płytki, więc grzeczniej troszkę i wyluzuj-odpowiedział. 
-Bardzo śmieszne-prychnęłam. 
-Może, ale prawdziwe. Nie podziękujesz mi?-zapytał sarkastycznie mierząc mnie tymi swoimi patrzałkami. 



-Głupkom, Osłom i Świniom nie dziękuję. Spadaj-warknęłam wymijając go. 
-A przystojniakom?-usłyszałam za sobą słowa chłopaka, jednak je zignorowałam podchodząc do stolika przyjaciólki. 
-Jezus co ci się stało?-pisnęła przejęta. 
-Po pierwsze Nie Jezu, tylko Elizabeth, a po drugie krotko mówiąc zaatakowała mnie kawa-wzruszyłam i napiłam się kawy. Co prawda nie zostało jej tu zbyt dużo, ale zawsze coś. Chociaż ją spróbowałam. 
-Co? Jak może zaatakować kawa?
-Nie pytaj-machnęłam ręką i pokręciłam głową. 
-Jak tak Beth?-zapytałam zmieniając temat. 
Beth to babcia Nadii. Od kilku miesięcy choruje. Wykryli jej raka w podbrzuszu. 
Początkowo lekarze nie dawali jej szans, ale kiedy jednak okazało sie, że jest możliwa operacja jej babcia odmówiła. Nie chciala się na starość ciąć. 
-Bez zmian. Cały czas leży. 
-Nadal nie zmieniła decyzji?
-Nie. Powiedziała, że chce wyglądać w trumnie atrakcyjnie. 
-Uparta jak osioł-przewróciłam oczami biorąc kolejny łyk kawy. 
-Wydaje mi się, że ona już się z tym pogodziła i zaprzyjaźniła z Bobem.
-Z bobem? czy ja o czyms nie wiem?-zapytalam zdezorientowana. 
-Tak nazwała swój nowotwór. 
No tak zapomniałam, że jej babcia ma szalone pomysły, którymi wszystkich potrafi rozbawić do łez. 
-Słyszałaś o tej imprezie u Megan?
-Tak słyszałam-powiedziałam obojętnie. 
-Może pojdziemy?
-Zapomnij. Nie pójdę do tej tlenionej małpy-powiedziałam oburzona. 
-Ale dlaczego?
-Bo nie i koniec kropka. Nie drąż tego tematu Nadia. Nie lubię jej. 
-Ja też jej nie lubię, ale może być fajnie. Będą chłopaki. No weź nie daj się prosić. 
-Koniec tematu. Wolała bym pocałować kota-wzdrygnęłam się na samą myśl. 
Niedługo potem wyszłyśmy z kawiarni. Zaczynało się ściemniać, więc naprawdę pora na wracanie. Na zakręcie pożegnałam się z przyjaciółką, a sama ruszyłam w dalszą drogę. Zostało mi jeszcze do przejścia dwie ulice. Niby nie dużo, i zapewne wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że uslyszałam za sobą jakieś kroki . Szczerze powiedziawszy wystraszyłam się. Przyspieszylam momentalnie kroki. 
-Szybciej grubasie-pomyślałam i zaczęłam biec. Już niedaleko niedaleko. 
-Elizabeth-usłyszałam w pewnym momencie jak ktoś wypowiada moje imię. 
Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Widząc swój dom wbiegłam szybko do niego i zamknęłam drzwi na klucz. 


___________________________

Tadam. 
Mamy kolejny. Jak wrażenia?

CZYTASZ = SKOMENTUJ < 33

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 2.

Pan Brook jak zwykle wszedł do klasy na czas. Nie wiem jak on to robi, ale wchodzi do klasy zawsze punktualnie. Może patrzy ciągle na zegarek. Nie wiem. Nie mam pojęcia, ale czasami mógł by się spóźnić. 
Wyciągnęłam odpowiednie podręczniki i zajęłam miejsce pod oknem. Nauczyciel momentalnie zaczął notować coś na tablicy. 
Rzuciłam kontem oka na napisy, które zostały napisane białą kredą i pokręciłam głową. 
Nienawidzę procentów. Zresztą w ogóle nie lubię się uczyć, ale jak mus to mus. 
Lekcja matematyki przeleciała bardzo nudno i powoli, zresztą jak inne lekcje. Chemia, literatura, historia i nieszczęsna biologia, na której był sprawdzian. Mam o tyle dobrze, że dużo zapamiętuję z lekcji i nie muszę się tak uczyć. W sumie uważam, że sprawdzian poszedł mi całkiem nieźle. 
-Słuchasz mnie w ogóle?-z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie damski głos należący do mojej przyjaciółki. 
-Tak, tak-oprzytomniałam momentalnie. 
-To co mówiłam?
-No wiesz, że yy... Megan jak zwykle ma tonę tapety na sobie. 
-No, uwierzysz? To wygląda okropnie-powiedziała Nadia. 
Na szczęście udało mi się wyjść z tej sytuacji, bo musiała bym się nieźle tłumaczyć. 
Dobrze, że znam ją na wylot i wiem, że całą droge potrafi przegadać o tej flądrze. 
-Może wyskoczymy dziś na lody?
-No nie wiem sama. Są bardzo...
-Tuczące? No weź od jednego ci się nic nie stanie. 
-No tak..
-Zresztą jesteś tak chuda, że możesz pozwolić sobie na nie beż żadnego ale. 
Tak jasne pięć porcji, a potem będę zwracała, byle by pozbyć się tego świństwa z organizmu. 
To nie jest takie proste, kiedy ciągle walczę ze swoją wagą. Ona nic nie wie. 
Nie chcąc zrobić jej przykrości zgodziłam się. Nie raz jej odmawiałam, a nie chciałam, żeby teraz się na mnie obraziła, po kolejnym odmówieniu. 
Zawsze miałam jakąś wymówkę, że muszę się uczyć, ale nie dziś, bo w końcu jutro wolne od szkoły, a co miałam wymyślić, że muszę zająć się chorym kotem?
No sorry, ale ja nie mam kota. 
-Do zobaczenia o 16:00. 
-Dobra. Tak gdzie zawsze?-zapytałam. 
-Tak, w "Kąciku Philipa". 
To nasz ulubiona kawiarni, w której przesiadujemy czasami wiele godzin, a nieraz codziennie w niej jesteśmy. 
-To do zobaczenia-zawołałam za przyjaciółką i weszła do mieszkania. 
-Jestem-zawołałam i odwiesiłam na wieszak kurtkę, a potem ściągnęłam buty. 
-To dobrze prawie skończyłam obiad. 
-Nie jestem glodna Emily. Pójdę na górę. 
-Musisz coś zjeść-powiedziała oburzona wyrastając nagle przede mną ze ścierką w ręce. 
-Jadłam w szkole-skłamałam spoglądając na nią. Ostatnio często to robiłam. Kłamałam jej w oczy jak najęta. Łgałam bez zająknięcia. 
-A poza tym o 16 umówiłam się z Nadią na lody. Nie chcę iść z pełnym żołądkiem. 
Kobieta pokręciła tylko głową i wróciła do kuchni. 
Uśmiechnęłam się triumfująco, że znowu udało mi się okłamać ciotkę i nie muszę jeść. Kłamstwo wychodzi mi coraz lepiej. Weszłam do swojej sypialni i rzuciłam się na łóżko. 
-O jak miło-szepnęłam i po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza. 


***

Obudziło mnie czyjeś uporczywe dobijanie się do mnie na telefon. Nawet po szkole nie dają ludziom pospać. Boże co za uparciuchy. 
Przetarłam zaspane oczy i po omacku nacisnęłam zieloną słuchawkę. Przyłożyłam telefon do ucha. 
-Słucham?-zapytałam ziewając.  
Po chwili pożałowałam, że odebrałam, bo do moich uszu dobiegł krzyk mojej przyjaciółki. 
No to pięknie. Zapomnialam o spotkaniu. Ona mnie zabije. 
-El Kurwa, gdzie ty jesteś?
-W domu, a gdzie mam być-probowałam obrócić to jakoś w żart, ale chyba nie za bardzo mi to wyszło. 
-Ja cię chyba zabiję. Ty sobie siedzisz w domu, a ja na ciebie czekam od 30 minut w kawiarni. 
-Przecież miałyśmy się spotkać o 16. 
-A jest 16:30. O przepraszam właściwie do 16:31-powiedziała oburzona. 
-Nadia zasnęłam. Już się zbieram. Szybko przyjdę-rozłączyłam się i zaczęłam się momentalnie przygotowywać. 
Szybko zwlekłam się z łóżka i ubrałam się, a potem opuściłam pokój zbiegając na dół. 
-Wychodzę do Nadi-zawołałam i zatrzasnęła  drzwi za sobą. 
Po 10 minutach dotarłam na miejsce, ale tylko dlatego, że biegłam jak głupia. Zmęczyłam się, ale w sumie to dobrze, może zrzucę troszkę kalorii. To nic, że niemal wpadłam pod samochód. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i dostrzegłam przyjaciółkę siedzącą w rogu pod oknem. 
Wystukiwała nerwowo jakiś rytm palcami. 
Podeszłam do niej zdyszana i usiadłam naprzeciwko niej. 
-Nadia przepraszam cię, że się spóźniłam. Zasnęłam. 
-Aha-powiedziała krótko i wbiła we mnie swój wzrok, który gdyby mógł to by parzył. 
-Nie gniewaj się już mała. 
-Kup mi dużą porcję lodów, to będzie ok-uśmiechnęła się delikatnie. 
Wreszcie udało mi się ją przeprosić. Nie lubie jak jest zła. Kiedy ruszyłam w stronę wyjścia zatrzymała mnie. 
-Spójrz za okno. To jest zabawne-powiedziała śmiejąc się. 
Podążyłam za jej palcem, który wskazywał na tą śmieszną sytuację. 
Szczyt bezczelności. 


_________________________

Tadam = >
Mamy drugi rozdział ; 3 





Jak wam się podoba moje dzieło ? :)

niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 1.

-Spójrz jak ty wyglądasz. 
-O co ci chodzi? Nigdy ci to nie przeszkadzało. 
-Ale teraz przeszkadza. To koniec. Rozumiesz?

Otworzyłam oczy wydobywając z płuc potężny krzyk przerażenia. 
Kolejna noc z rzędu zrujnowana przez ten okropny sen. 
Nie chciał się ode mnie odczepić za żadne skarby. Minęły dwa lata, a on nadal się mnie trzyma. Mam już tego dosyć. 
Przetarłam dłonią spocone czoło, a potem uczyniłam to samo z policzkami ocierając tym razem słone krople łez. 
-To nie koszmar. To rzeczywistość, która nie chce się zmienić-wstałam z łóżka i udałam się do łazienki. 
Na zewnątrz już świtało, więc nie było sensu się kłaść. Za chwilę i tak będę musiała wstać do szkoły. Pytam się po co ona komu. Nikogo nie uszczęśliwia, a przynajmniej nie mnie. 
Uniosłam głowę i spojrzałam w lusterko


-Jesteś gruba Collins. Pogódź się z tym, bo w końcu wyślą cię do wariatkowa przez te krzyki. 
Gdybym się  tym pogodziła te sny już dawno by minęły-powiedziałam do siebie. 
-Wszystko w porządku Elizabeth?
-Tak-odpowiedziałam na pytanie ciotki, z którą mieszkam. 
-Dlaczego ...
-Ujrzałam pająka. Wszystko ok-odpowiedziałam przerywając jej wypowiedź. -Idź spać-dodałam. 
Nie wiem ile spędziłam w tej łazience, ale sporo, skoro z mojego telefonu zaczął się wydobywać dobrze mi znany dźwięk budzika. Wyłączyłam go szybko i zaczęłam się przygotowywać do szkoły. 
Wzięłam szybki prysznic, który mnie nieco uspokoił, a także orzeźwił. Czułam się już o wiele lepiej. Miałam nadzieję, że dzisiejszy koszmar odejdzie w niepamięć. 
Po wysuszeniu założyłam czarne wyszczuplające leginsy, biały top i sweterek w kwiaty. 
Nalożylam na twarz podkład, tusz, eleyner, krędkę, róż na policzki i błyszczyk podkreślający usta. 
Zarzuciłam na ramię torbę i ruszyłam na dól, gdzie spotkałam Emily pijącą kawę. 
Podeszłam do ekspresu i również nalałam sobie kawy. Po upiciu łyka otrzymałam wiadomość. 
-Lecę już do szkoły-powiadomiłam ciotkę kierując się do wyjścia. 
-Śniadanie-zawołała za mną. 
-Zjem w szkole. Nie martw się-zatrzasnęłam za sobą drzwi i zaciągnęlam się zapachem świeżego powietrza. Było dość chłodno, dlatego cieszyłam się, że założyłam na ramiona kurtkę. 
Na pewno nie zmarznę w przeciwieństwie do innych wytapetowanych lalek, które chcą pokazać jak najwięcej chłopakom, a potem dziwią się, że mówią na nie "ździry". Pokręciłam głową jakby nie wierząc w to co przed chwilą powiedziałam i podeszłam pewnym krokiem do blondynki stojącej przy mojej skrzynce. 
-Cześć blondasku-przytuliłam ją mocno. 
-Cześć czarnulko. 
-Jak zwykle musi odpowiedzieć-zaśmiałyśmy się. 
-Chodźmy już, bo dyrektor znowu zostawi nas po godzinach-powiedziała z grymasem na ustach Nadia. 
-Tak masz rację, a nie chcę sobie psuć dnia-powiedziałam i ruszyłyśmy w kierunku uczelni. 
-Umiesz coś na biologię?-usłyszałam w końcu pytanie. 
-Co? A co dziś jest?
-Ta zaległa kartkówka. 
-O cholera...
-Serio El?
-Żartowałam. Czy ja kiedyś dostałam jedynkę?-zaśmiałam się i poklepałam delikatnie jej ramię. 
-Yyy..nie. 
-No właśnie. Spokojna twoja czuprynka-weszłyśmy na teren szkoły. Budynek nie wyglądał zbyt estetycznie. Odrapane mury, grafity na ścianach. Na pewno nie przyciągała ludzi. A szczególnie nie nastolatków. 
Weszłyśmy do budynku i właśnie ujrzałam ją. Najpopularniejszą, najwredniejszą małpę pod słoncem. Megan Smith. Zmora wszystkich ludzi. Pożerała wzrokiem jakiegoś chłopaka, który chyba nie był nią wcale, a wcale zainteresowany. Do czasu oczywiście. Potrafi wszystkich omotać. On nie będzie inny. 
-Idziemy?-usłyszałam głos przyjaciółki. 
-Tak idziemy-odpowiedzialam i ruszylyśmy do klasy 102, gdzie miała odbyć się lekcja matematyki. 

_______________________________________

Mamy rozdział 1. 
Jak wam się podoba?

wtorek, 8 lipca 2014

Prolog

           "Brzydka i gruba" Tak od dłuższego czasu postrzegała się Elizabeth Collins, mimo że była zupełnym przeciwieństwem. 
Brunetka o brązowych oczach spoglądała na siebie z odrazą. Brzydziła się swojego wyglądu, jednak nie zawsze tak było. Dwa lata wcześniej była uśmiechniętą nastolatką, przede wszystkim szczęśliwą, jednak do czasu...
To co wydarzyło się w przeszłości spowodowało, że Elizabeth inaczej patrzyła na świat. 
Patrzyła na niego przez pryzmat, z gorszej strony i wpadła w chorobę, z którą sobie nie radzi. 
           Czy znajdzie się ktoś, kto jej pomoże i pozwoli uwierzyć w siebie, w swoje piękno. 
Czy dopuści do siebie kogoś innego niż swoją ciotkę Emily?

Tego nie wie nikt. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że to krótkie, ale mimo wszystko mam nadzieję, że was zaciekawiłam początkiem i będziecie czytać. 

niedziela, 4 maja 2014

Wstęp < 3

Witam was kochani serdecznie na moim kolejnym blogu z opowiadaniami. 
Już niedługo będzie pisana kolejna historia, która mam nadzieję, że was zaciekawię, ale najpierw chcę dokończyć tamtą (link do bloga w "spam")
Mam nadzieje, że tutaj również będzie sporo czytelników. 

. ~ Misiaczek