A mianowicie Megan Smith. Tak to o nią mi chodzi. Stoi po drugiej ulicy niemal z tyłkiem na wierzchu i próbuje poderwać jakiegoś chłopaka, albo oczywiście już go poderwała.
Nie wiem co ona sobie wyobraża.
-Pójdę po te lody, bo chyba za chwilę zwrócę-powiedziałam do przyjaciółki pokazując odruch wymiotny. Zaśmiałyśmy się z tego. Wiem, że wygląda to zabawnie, ale niestety taka jest prawda.
Chwilę później podeszłam do lady za, którą stała kobieta w średnim wieku. Zamówiłam duzą porcje lodów i kawę z mlekiem. Szybko otrzymałam zamówienie, bo jak na razie byłam tylko jedną oczekującą osobą. Nie dlatego, że jest tu mało ludzi, tylko dlatego, że szybko obsługują. I to się nazywa kawiarnia szybkiej obsługi. Tak powinno być wszędzie.
Zabrałam zamówienie i ruszyłam do stolika. Wszystko było by piękne, gdyby nie fakt, że ktoś mi podłożył nogę i wpadłam na coś.
-Kurwa-przeklnęłam pod nosem widząc na swojej białej bluzce ślad pod kawie.
-Nie. To tylko ja, a poza tym to też kobieta-usłyszałam nagle męski głos. Uniosłam nieco glowę i dostrzegłam przystojnego chłopaka o oczach jak czekolada. Posłałam mu pytające spojrzenie nie wiedząc o co mu chodzi z tym "Też kobieta".
-Mówię, że kurwa to też kobieta-wytlumaczył mi nieznajomy.
No proszę jaki mądry się znalazł. Nie widzi nawet gdzie idzie.
-Głupek-warknęłam.
-Tak się składa mała, że gdyby nie ja wąchałabyś płytki, więc grzeczniej troszkę i wyluzuj-odpowiedział.
-Bardzo śmieszne-prychnęłam.
-Może, ale prawdziwe. Nie podziękujesz mi?-zapytał sarkastycznie mierząc mnie tymi swoimi patrzałkami.
-Głupkom, Osłom i Świniom nie dziękuję. Spadaj-warknęłam wymijając go.
-A przystojniakom?-usłyszałam za sobą słowa chłopaka, jednak je zignorowałam podchodząc do stolika przyjaciólki.
-Jezus co ci się stało?-pisnęła przejęta.
-Po pierwsze Nie Jezu, tylko Elizabeth, a po drugie krotko mówiąc zaatakowała mnie kawa-wzruszyłam i napiłam się kawy. Co prawda nie zostało jej tu zbyt dużo, ale zawsze coś. Chociaż ją spróbowałam.
-Co? Jak może zaatakować kawa?
-Nie pytaj-machnęłam ręką i pokręciłam głową.
-Jak tak Beth?-zapytałam zmieniając temat.
Beth to babcia Nadii. Od kilku miesięcy choruje. Wykryli jej raka w podbrzuszu.
Początkowo lekarze nie dawali jej szans, ale kiedy jednak okazało sie, że jest możliwa operacja jej babcia odmówiła. Nie chciala się na starość ciąć.
-Bez zmian. Cały czas leży.
-Nadal nie zmieniła decyzji?
-Nie. Powiedziała, że chce wyglądać w trumnie atrakcyjnie.
-Uparta jak osioł-przewróciłam oczami biorąc kolejny łyk kawy.
-Wydaje mi się, że ona już się z tym pogodziła i zaprzyjaźniła z Bobem.
-Z bobem? czy ja o czyms nie wiem?-zapytalam zdezorientowana.
-Tak nazwała swój nowotwór.
No tak zapomniałam, że jej babcia ma szalone pomysły, którymi wszystkich potrafi rozbawić do łez.
-Słyszałaś o tej imprezie u Megan?
-Tak słyszałam-powiedziałam obojętnie.
-Może pojdziemy?
-Zapomnij. Nie pójdę do tej tlenionej małpy-powiedziałam oburzona.
-Ale dlaczego?
-Bo nie i koniec kropka. Nie drąż tego tematu Nadia. Nie lubię jej.
-Ja też jej nie lubię, ale może być fajnie. Będą chłopaki. No weź nie daj się prosić.
-Koniec tematu. Wolała bym pocałować kota-wzdrygnęłam się na samą myśl.
Niedługo potem wyszłyśmy z kawiarni. Zaczynało się ściemniać, więc naprawdę pora na wracanie. Na zakręcie pożegnałam się z przyjaciółką, a sama ruszyłam w dalszą drogę. Zostało mi jeszcze do przejścia dwie ulice. Niby nie dużo, i zapewne wszystko by było dobrze, gdyby nie to, że uslyszałam za sobą jakieś kroki . Szczerze powiedziawszy wystraszyłam się. Przyspieszylam momentalnie kroki.
-Szybciej grubasie-pomyślałam i zaczęłam biec. Już niedaleko niedaleko.
-Elizabeth-usłyszałam w pewnym momencie jak ktoś wypowiada moje imię.
Poczułam jak serce podeszło mi do gardła. Widząc swój dom wbiegłam szybko do niego i zamknęłam drzwi na klucz.
___________________________
Tadam.
Mamy kolejny. Jak wrażenia?
CZYTASZ = SKOMENTUJ < 33